"MODLISZKA" POZNAJCIE PAULINĘ I WIKTORA
Facet, którego imię już dawno wyleciało mi z głowy, ścisnął mocniej moje pośladki i wymruczał coś po hiszpańsku, ale tak niewyraźnie, że nie byłam w stanie stwierdzić co, a potem uniósł mnie z klęczek i pociągnął za sobą na łóżko.
– Weźmiesz go do buzi? – wydyszał po angielsku, bo chociaż znałam hiszpański, nie powiedziałam mu o tym.
Uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Był naprawdę śliczny. I prawie tak samo naiwny. I zakochany w sobie.
– Dojdziemy do tego – skłamałam gładko, patrząc na jego przyrodzenie, po czym chwyciłam jego fiuta w dłoń i zaczęłam mu robić dobrze.
Facet stęknął głośno z ulgą i odchylił głowę, oddając się przeżywaniu przyjemności. Wypchnął biodra w moim kierunku i złapał mnie za bluzkę.
– Pokaż cycki – wysapał, niemal rozbierając mnie gorącym wzrokiem.
Posłałam mu przesłodzony uśmiech, a potem przerwałam posuwiste ruchy dłoni po jego członku i rozebrałam się, tak jak tego chciał. Jego oczy natychmiast zapłonęły z pożądania. Wyciągnął rękę w kierunku mojego biustu, ale ja ją powstrzymałam i pogroziłam mu palcem z pobłażliwym uśmiechem na ustach.
– Nie dotykaj – zanuciłam melodyjnym głosem, jakbym mówiła do dziecka podkradającego cukierki pomimo wyraźnego zakazu. – Na wszystko przyjdzie pora.
Hiszpan popatrzył na mnie z lekkim wyrzutem, ale odsunął grzecznie dłoń i opadł na poduszki. Tymczasem ja ponownie chwyciłam stojącego na baczność penisa w dłoń i coraz szybszymi ruchami w górę i w dół zaczęłam doprowadzać go do rosnącej z zawrotną prędkością euforii. Facet patrzył na mnie jak na jakiś ósmy cud świata, a ja wbijałam w niego spojrzenie i pieściłam penisa z taką starannością, jakbym to ja miała dzięki temu zaraz osiągnąć szczyt rozkoszy.
– Weź do buzi. Zaraz dojdę – wystękał lekko zachrypniętym głosem uderzającym w błagalny ton, który dla moich uszu brzmiał jak najpiękniejsza muzyka. Naprężył chyba wszystkie mięśnie swojego pięknie wyrzeźbionego ciała. Chwilę jeszcze pieściłam jego przyrodzenie, a kiedy stwardniało jeszcze mocniej, przerwałam czym prędzej.
Hiszpan kilka sekund leżał bez ruchu, a potem spojrzał na mnie rozgrzanym wzrokiem.
– Jeszcze nie. Jeszcze chwila – wystękał, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc go w kierunku penisa.
Nie przesunęłam ręki ani o milimetr w jego stronę, a Hiszpan zbaraniał.
– Co jest? – zapytał, błądząc po mojej twarzy i dekolcie rozkojarzonym wzrokiem. – Wolisz, żebym doszedł w tobie?
W odpowiedzi pokręciłam głową, unosząc wyżej jeden kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Ach, ci faceci. Tacy potężni, a tacy prości i przewidywalni.
– Nie chcę, żebyś w ogóle dochodził? – mruknęłam, uśmiechając się diabolicznie.
Na twarzy Hiszpana pojawiła się konsternacja.
– Co?! To po co zaczynałaś?
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, widząc jego ogłupiały wyraz twarzy.
– Żeby zobaczyć twoją minę teraz – odparłam przesłodzonym do granic możliwości głosikiem, wbijając weń lodowate spojrzenie nadal z uśmiechem na twarzy.
W oczach Hiszpana pojawił się taki bałagan, że jeżeli to było odbicie tego, co działo się w teraz w jego głowie, to mogłam śmiało pogratulować sobie skuteczności. Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie skakała wysoko z radości.
– Co?! – zawołał facet, podnosząc się gwałtownie. – Jesteś nienormalna?! Nie wygłupiaj się, tylko skończ, co zaczęłaś.
Zbliżył się do mnie i obłapił, kierując moją dłoń z powrotem na swoje przyrodzenie.
Nie stawiałam oporu. Nie miałam ochoty na przeciąganie tej zabawy. Byłam już dzisiaj zmęczona. Wyjęłam z podszycia jednej z falbanek spódniczki mały skalpel chirurgiczny, z którym praktycznie nigdy się nie rozstawałam, i przyłożyłam go do pierwszego lepszego miejsca na jego ciele, które mi się napatoczyło. Padło na podbrzusze.
Nawet nie musiałam schodzić niżej. Facet od razu spuścił z tonu, a ja poczułam nagły przypływ euforii. No! I tak właśnie miało być.
– Posłuchaj mnie, śliczny – wymruczałam złowieszczym tonem już po hiszpańsku, nachyliwszy się do jego lewego ucha, a właściciel penisa, którego chwilę temu miałam w garści, aż zadrżał. – Nie bądź taki wyrywny, bo to może się kiedyś źle dla ciebie skończyć. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Lepiej kilka razy się zastanów, czy wiesz, kogo bierzesz do łóżka. I radzę ci mnie posłuchać. Odłóż grzecznie rączki na kołderkę i zastanów się nad tym, jak potraktujesz kolejną kobietę, którą będziesz chciał bzyknąć, i jak się do tego zabierzesz. Nie polecam klepania po tyłku. A jak już wyjdę, to możesz sobie dokończyć – dodałam łaskawym tonem i spojrzałam pogardliwie na jego stężałą w szoku twarz, a potem jeszcze bardziej skwaszona na jego kutasa. – Jeśli dasz radę. Miło było.
To powiedziawszy, uśmiechnęłam się do niego słodziutko, jakbyśmy właśnie kończyli przyjemną rozmowę przy herbatce, a potem pozbierałam szybko wszystkie swoje rzeczy, założyłam to, co zdążyłam zdjąć, i skierowałam się do drzwi prowadzących na hotelowy korytarz.
– Suka! – usłyszałam jeszcze za plecami, zanim zatrzasnęłam drzwi.
Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem, kiedy szłam korytarzem w kierunku hotelowego lobby, żeby wyjść na cichą, pogrążoną we śnie ulicę i w cudownym nastroju udać się do swojego hotelu. Może i suka, ale to nie ja leżałam teraz naga na łóżku z głupim wyrazem twarzy, mięknącym kutasem, którym nie miał się kto zająć, i struchlałym, rozdygotanym serduszkiem w potężnej męskiej piersi.
I kto tu był słaby?
***
– Nie boisz się, że ktoś kiedyś zrobi ci krzywdę? Myślałaś o tym? – powiedział Wiktor i spojrzał na mnie jakoś dziwnie, a ja zrobiłam jeszcze większe oczy.
– Co?
– To twoje… hobby – mruknął z jakimś dziwacznym zniecierpliwieniem w głosie. – Ci wszyscy faceci, którzy ślinią się na twój widok i którym staje, jak tylko raz machniesz tyłkiem.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pewnie sądził, że jestem małą, bezbronną kobietką, której trzeba pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bo przecież sama nie potrafiłabym o siebie zadbać. Mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie uśmiechnęła się z politowaniem, a ja ledwo powstrzymałam się od takiego samego uśmiechu.
– Martwisz się o mnie? – zapytałam przekornie.
Wiktor uciekł przed moim wzrokiem i dokładnie przeskanował wszystkie otaczające go ściany, zanim ponownie na mnie zerknął.
– Może i tak – rzucił wojowniczo – Nie mogę?
– Nie no, możesz… – mruknęłam, zaskoczona jego bojowym nastawieniem. – Ale wiesz... Ja nie mam już piętnastu lat. Nie potrzebuję niańki.
Posłałam mu zuchwały uśmiech, ale Wiktor nie wyglądał, jakby mu było do śmiechu.
– Ty sobie żarty stroisz, a ja mówię poważnie – powiedział zniecierpliwiony i popatrzył na mnie, a w jego oczach czaił się jakiś dziwny, dziki błysk. – Znam cię już trochę i nie chciałbym widzieć cię w wannie pełnej krwi, gdyby któryś z nich…
– Ooo… powoli, Wiktor. Spokojnie – przerwałam mu, bo już widziałam, do czego zmierza. Zupełnie, jakbym słyszała moją mamę, kiedy wsiadałam na motocykl. – To miło z twojej strony, że masz takie ludzkie odruchy, ale ja myślę nad tym, co robię. W przeciwieństwie do nich. Dlatego zawsze będę mieć nad nimi przewagę.
Wiktor popatrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu i wcale nie wyglądał na usatysfakcjonowanego z odpowiedzi.
– Chryste! – wybuchnął nagle bez ostrzeżenia, tak że aż podskoczyłam, i wstał. – Byłaś ubrana w falbanki! Jaka to przewaga?! A to był dorosły, silny facet! Może jesteś wysportowana i zwinna, ale gdyby chciał cię przelecieć, zrobiłby to nawet siłą. Nie miałabyś szans. Tobie się wydaje, że byłaś bezpieczna, ale tak naprawdę byłaś kompletnie bezbronna!
Popatrzyłam na niego jak na wariata. Co mu w ogóle zależało? O co się tak wściekał? Moje życie, moje ciało, mój problem. Nie musiał się o mnie troszczyć.
– Daj spokój, Wik – mruknęłam lekceważąco. – I nie krzycz na mnie. Ja potrafię o siebie zadbać.
– Ciekawe jak? – odburknął, ale już bez podniesionego głosu. – Ochroniarz z klubu wszędzie z tobą nie pójdzie.
– Jezu! – Tym razem to ja podniosłam głos. – Dlaczego wy wszyscy traktujecie mnie tak, jakbym była ze szkła? – warknęłam, zdejmując kurtkę i spodnie.
Wiktor tym razem nie odpowiedział od razu, tylko w milczeniu patrzył jak pozbywam się po kolei ubrań.
– Co robisz? – zapytał w końcu, kiedy już niewiele miałam na sobie.
– Pokażę ci te falbanki – parsknęłam gniewnie, zostawiając na sobie tylko czarne body.
Bo co on sobie myślał? Że jestem jakąś laleczką z porcelany, która się potłucze, jak ją facet złapie za tyłek?
– Co robisz? – Wiktor patrzył na mnie z mieszaniną przerażenia i zaskoczenia. – Paula? Pula przestań.
Przestałam zwracać uwagę na to, co do mnie mówił. Sięgnęłam do plecaka po spódniczkę z nieszczęsnymi falbankami, którą dostałam tego wieczora od Mirabeli, i szybko zapięłam ją w pasie.
– No co? – zapytałam zaczepnie, podchodząc do niego powoli i kołysząc przy tym biodrami. – Nie podobam ci się?
Wzrok utkwiłam w czekoladowych oczach, których źrenice nagle bardzo się rozszerzyły. Mogliśmy tak koło siebie niewinnie skakać nawet i parę kolejnych lat, ale nie był w stanie ukryć przede mną, jak bardzo podobało mu się moje ciało.
Wiktor cofnął się o parę kroków, aż oparł się plecami o ścianę i stał tylko, wlepiając we mnie spojrzenie zagonionego w róg dzikiego zwierzątka.
– Jak… jak możesz mnie w ogóle o to pytać? – wykrztusił z siebie, patrząc wszędzie, tylko nie na moją twarz.
– Przecież sam powiedziałeś, że wyrosłam na piękną kobietę – zaćwierkałam słodkim głosem, zatrzymując się bardzo blisko niego i zaczęłam się bawić od niechcenia klapami jego kurtki. – Nie miałbyś ochoty tego wykorzystać? Hm? – mruknęłam i chwyciłam za jego podbródek, zmuszając go, żeby spojrzał prosto na mnie.
Stawiał opór tylko przez chwilę, a potem niechętnie przekręcił głowę, a ja posłałam mu przesłodzony, niewinny uśmiech.
Wiktor przełknął nerwowo ślinę i zaczął oddychać zdecydowanie szybciej. Nie dał rady długo na mnie patrzeć. Po paru sekundach na jego skroniach pojawiły się maleńkie kropelki potu, a on sam zachowywał się tak, jakby walczył ze sobą, żeby nie zawyć z bólu.
Ale mnie już wcale nie obchodziło, jak się czuł. Chciałam mu pokazać, jak bardzo się myli i że wcale nie potrzebuję całego konwoju obronnego, żeby wyjść na ulicę.
– No dalej, Wiktor – szepnęłam, patrząc na niego wyzywająco. – Pokaż mi, co takiego on mógł mi zrobić.
– Paula – zaczął ostrożnie, unosząc ręce do góry w geście poddania. – Nie będę cię napastował.
Puściłam jego słowa mimo uszu. Złapałam go za klapy kurtki i odwróciłam tak, że teraz to ja stałam plecami do ściany, a on górował nade mną.
– A dlaczego nie? – zapytałam cukierkowo słodkim głosem, uśmiechając się przy tym z diaboliczną uciechą. – Masz fantastyczną okazję, a ja jestem tylko bezbronną kobietką. Co cię powstrzymuje?
Wiktor popatrzył na mnie jakby z lekkim przestrachem i zakołysał się na stopach, jakby chciał się cofnąć, ale jednak powstrzymał się w ostatniej chwili.
– Teraz to się ciebie boję – odrzekł z wahaniem.
– A widzisz... – mruknęłam triumfalnie. – A ja ani przez chwilę nie poczułam się zagrożona.
– Bo ja nie chcę ci zrobić nic złego – oznajmił, jakbym sama już tego nie wiedziała.
– To chociaż spróbuj – zasugerowałam, łowiąc jego spłoszone spojrzenie. – Chyba masz wystarczająco dużo siły, żeby sobie ze mną poradzić?
Znów rzuciłam mu wyzywające spojrzenie i wygładziłam od niechcenia klapy jego kurtki, za które wcześniej szarpnęłam.
Wiktor odsunął się o krok w tył, co zapewne miało znaczyć, że się wycofuje.
– No cóż… – westchnęłam teatralnie. – Twoja strata. Swoją drogą nie sądziłam, że jesteś taki… – popatrzyłam mu prosto w oczy, szukając słowa, które najbardziej by go ruszyło – delikatny – rzuciłam w przelocie, wymijając go z okrutnym uśmiechem na ustach.
Ruszyłam w stronę torby, kołysząc ostentacyjnie biodrami, a kiedy byłam już pewna, że nic ciekawego się nie wydarzy, nagle poczułam szarpnięcie na nadgarstku.
Wiktor złapał mnie za rękę i pociągnął mocno, tak że wylądowałam z powrotem przy ścianie, jakbym była tylko szmacianą laleczką. Zaraz potem oparł się jedną ręką o ścianę i zawisł nade mną, zbliżając swoją twarz do mojej. Drugą ręką złapał mnie od boku za szyję i uniósł opuszkiem kciuka mój podbródek w górę. Oddychał głośno, jakby właśnie ukończył ciężki bieg.
– I co teraz zrobisz, co? – wydyszał do czubka mojej głowy, po czym uniósł mój podbródek jeszcze wyżej, tak żebym musiała na niego spojrzeć. – Dokąd uciekniesz?
W jego oczach czaił się jakiś diabelski płomyk złości. O tak. Wiktor był zły. Nawet kiedy krzyknął parę chwil temu, nie miał takiej złości wymalowanej na twarzy.
Pozbierałam się z chwilowego szoku i przybrałam jak najbardziej niewinny wyraz twarzy, sięgając w międzyczasie jedną ręką w fałdy spódniczki.
– Jezu, wyluzuj – powiedziałam, chociaż wewnątrz wręcz skakałam z radości, że jednak dał się sprowokować.
– A może ja wcale nie żartuję? – wymruczał, odgarniając leniwie kosmyk włosów, który opadł na moją twarz, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że robi dokładnie to, czego chcę ja. – Nikt tu nie przyjdzie. Nikt cię nawet nie usłyszy. Kazałem się nikomu nie zbliżać do tego miejsca. Jesteśmy tutaj tylko ty i ja. Co ty na to?
Pogładził mnie od niechcenia po policzku, a ja uśmiechnęłam się do niego leciutko. W ogóle nie odczuwałam strachu w jego obecności. Zwłaszcza teraz, kiedy starał się mnie przestraszyć najbardziej.
– Nie śmiej się – skarcił mnie, zachowując poważny ton. – Co teraz zrobisz? Uciekniesz? Dokąd? – zrobił pauzę, najwyraźniej oczekując ode mnie odpowiedzi, ale ja nadal tylko na niego patrzyłam na wpół zaciekawiona, na wpół rozbawiona. – No gdzie? – powtórzył pytanie już z większym naciskiem i potrząsnął mną lekko.
– Nigdzie – odparłam spokojnie, po czym posłałam mu bezczelnie śmiały uśmiech. – Właśnie popełniłeś wielki błąd i nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy.
– Niby jaki? – prychnął lekko zbity z tropu, chociaż nadal starał się wyglądać groźnie, ale zdradzały go oczy.
Ani myślał mnie krzywdzić. Nawet zły już nie był. Miałam go w garści, a biedak wciąż nie był tego świadomy.
– Zostawiłeś mi wolne ręce – powiedziałam słodkim głosikiem, unosząc je w tym czasie ponad jego karkiem.
Powoli przejechałam lewą ręką od tyłu do przodu jego szyi, aż zeszłam na tors. Drugą delikatnie musnęłam jego twarz od skroni aż do podbródka, a Wiktor natychmiast znieruchomiał i wstrzymał oddech. Po jego ciele przeszedł dreszcz, który mogłam wyraźnie wyczuć. Uśmiechnęłam się zadowolona. O tak. W tej chwili był cały mój.
Zadowolona z efektu przestałam być subtelna. Lewą rękę zacisnęłam na koszuli okrywającej jego pierś, a prawą przyłożyłam do szyi niewielki, ale ostry skalpel chirurgiczny, który towarzyszył mi praktycznie zawsze, a wcześniej był ukryty w fałdach spodniczki.
Źrenice Wiktora momentalnie się rozszerzyły i przełknął szybko ślinę, ale nie cofnął się. Nawet nie próbował ruszyć rękoma. Kilka razy spojrzał w bok, a potem po prostu stał i gapił się na mnie.
– Zrobiłabyś mi krzywdę? – wyszeptał po chwili zupełnej ciszy, która zdawała się być wiecznością.
– A ty? – zapytałam, wwiercając w niego uporczywe spojrzenie i przekrzywiając nieznacznie głowę.
Nic nie odpowiedział. Uniósł ręce w górę jakby w geście poddania i odsunął się ode mnie na tyle, na ile mu pozwoliłam.
Tyle mi wystarczyło. Puściłam go, schowałam nożyk z powrotem w podszyciu jednej z falbanek nieszczęsnej spódniczki i uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
– Nigdy nie dałeś mi do tego powodu – mruknęłam. – Dopóki trzymasz grzecznie ręce na widoku, jesteś przy mnie bezpieczny.
Poklepałam go po ramieniu i podeszłam do plecaka, żeby się przebrać. Skoro już udowodniłam mu, co chciałam, nie musiałam zamarzać.
– Zmieniłaś się… – Usłyszałam za plecami jego zadumany głos, kiedy wciągałam na siebie spodnie. – Jesteś taka waleczna. Gdzie się podziała ta dziewczynka, którą całowałem nad jeziorem?
– Wyrosła i nie wierzy już w bajki dla grzecznych dziewczynek – odparłam beznamiętnym tonem, zapinając suwak plecaka, po czym dosiadłam się do niego, powoli osuwając się po białej jak śnieg ścianie na podłogę.
Bo chyba nie sądził, że całe życie będę tą dziewczynką, za którą łaził w szkole. Już dawno przestałam być zdobyczą takich jak on i jeśli kiedykolwiek przemknęło mu przez myśl, że mnie zaliczy, to był to już najwyższy czas, żeby pogrzebał te nadzieje. Ta jego jedna, jedyna szansa minęła dawno temu nad jeziorem i nie było takiej możliwości, żeby kiedykolwiek zobaczył choćby moje piersi, nie wspominając już o tym, żeby jego fiutek odwiedzał moją cipkę.
– Właściwie, dlaczego to robisz? – zagadnął, kiedy już usadowiłam się wygodnie koło niego. – Dlaczego ich prowokujesz?
Przeniosłam na niego wzrok i spojrzałam mu głęboko w oczy. Było tak wiele powodów. Trudno byłoby wymienić je wszystkie.
– Czułeś się kiedyś jak rzecz? – zapytałam, starając się brzmieć rzeczowo i chłodno, chociaż już zaczynałam się w środku gotować. – Przedmiot, który bez dwóch sterczących cycków i dziur na fiuta nie przedstawia żadnej wartości? Wiesz, jak to jest wychodzić z domu i pamiętać o tym, żeby zabrać ze sobą gaz pieprzowy albo coś ostrego? Ja wiem. Moje koleżanki wiedzą. Obce kobiety, z którymi nigdy nie zamieniłam słowa, też. Bo mamy cycki, macicę i trochę mniej tkanki mięśniowej od was. I ja się pytam, dlaczego tak ma być? Dlaczego to my mamy być ofiarami, które wy ruchacie? Dlaczego my nie możemy wyruchać was? – Popatrzyłam na Wiktora wyzywająco, ale milczał zadumany. – Wcale nie jesteśmy gorsze od was – mówiłam dalej z coraz większą ilością lodu w głosie. – Myślicie, że jesteście sprytni z tym swoim męskim ego i fiutem między nogami, ale kiedy tylko zobaczycie kawałek cycka, zachowujecie się jak dzieci we mgle. Kiedy kobieta sama rozkłada przed wami nogi, piejecie z zachwytu, a gdy wam się wymyka, gonicie na oślep, a stojący na baczność kutas wskazuje wam drogę. Tacy prości i przewidywalni. Sami się podkładacie.
Wiktor przyglądał mi się chwilę w zadumie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
– A jemu to nie przeszkadza? – zapytał w końcu. – Lotnikowi? Bo gdyby to moja dziewczyna na boku bawiła się w wymierzanie sprawiedliwości, używając do tego własnego ciała, i każdy mógłby ją sobie dotknąć, nie byłbym najszczęśliwszy… – rzucił niby od niechcenia, ale nie dało się nie usłyszeć dziwnej niechęci w jego głosie.
– Nie wiem. Nie pytałam – odparłam zgodnie z prawdą, przemilczając jego mocno kąśliwy ton, chociaż mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie aż rwała się do tego, żeby pacnąć go w ten durny łeb.
Bo co to niby miało być? Najpierw zachwyca się tym, jakie robię wrażenie na facetach, a potem sugeruje, że jestem bezduszną zołzą bez szacunku do siebie i bliskich jej osób, która daje dupy na prawo i lewo?
– I jak ty to sobie wyobrażasz? Rano będziesz robić mu śniadanie do łóżka, a w nocy ocierać tyłkiem o inne kutasy? – zapytał dziwnie złośliwym tonem.
– To chyba nie twoja sprawa.
– Moja czy nie moja… Żaden facet by tego nie wytrzymał.
– I nie będzie musiał – odparłam cierpko, bo nagle poczułam ogromną złość. Co to było za dochodzenie? Jakaś pieprzona męska solidarność? To w ogóle nie był jego problem. – Jeżeli mam być w związku z człowiekiem, którego szanuję i który szanuje mnie, to naturalne, że nie zrobię niczego, co uderzy w jego godność i zaufanie. Szarpanie się z obcymi kutasami też męczy, a każdy chce w końcu w życiu odrobiny świętego spokoju.
– Więc tego chcesz? – pytał dalej Wiktor. – Świętego spokoju u boku człowieka, który więcej czasu spędza w powietrzu niż we własnym domu?
– Aleks jest dobrym mężczyzną – odparłam, obserwując jak w jego oczach po raz kolejny pojawiają się ogromne znaki zapytania. – Przy nim wszystko jest proste, na swoim miejscu i w odpowiednim czasie.
– Bo ciągle go nie ma – mruknął Wiktor z dziwnym uśmiechem, który w ogóle mi się nie podobał.
– A skąd ty to możesz wiedzieć? – zapytałam chytrze.
– Wiem, jak pracują piloci. – Wik wzruszył lekko ramionami. – Gdzie jest teraz?
– Chyba w drodze do Włoch.
– Chyba? – powtórzył za mną, unosząc wyżej brwi.
– No co? – zapytałam nieco poirytowana, krzyżując ręce na piersi, bo zaczynało mnie męczyć to przesłuchanie.
– Nic. – Wik wzruszył ramionami. – Po prostu trochę się w tym zgubiłem. Zachowujesz się tak, jakby było ci wszystko jedno, czy on jest, czy go nie ma. Jakbyś go w ogóle nie potrzebowała.
– Nie tobie to oceniać. – Uśmiechnęłam się do niego krzywo. – Ty nie musisz tego rozumieć. Co tak patrzysz? – zapytałam, bo wzrok Wiktora zrobił się jakiś mglisty i nieobecny.
– A gdybym cię teraz pocałował? – zapytał zupełnie innym tonem. – Co byś zrobiła?
Popatrzyłam na Wiktora zdziwiona, a mała istotka mieszkająca wewnątrz mnie nadstawiła uszu. Co to było za pytanie?
– Dlaczego miałbyś to robić? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.
Wiktor nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się we mnie czekoladowymi oczami, których źrenice zajmowały prawie całą powierzchnię tęczówek.
– Z czystej ciekawości – mruknął w końcu.
Popatrzyłam na niego na wpół z rozbawieniem, na wpół z politowaniem.
– Chyba jesteś już zmęczony, Wik – odparłam pobłażliwym tonem.
Wiktor nie odpowiedział, tylko posłał mi nieokreślony uśmiech. Poszperał chwilę w kieszeniach i wyciągnął paczkę marlboro.
– Muszę zapalić – oznajmił, wstając.
Wyszedł i dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi, a ja na chwilę zostałam sama, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam zmęczona. Wyjęłam z kieszeni telefon, żeby sprawdzić godzinę. Zegar pokazywał w pół do czwartej. Musiałam się zbierać, ale bez sensu było wychodzić bez pożegnania, zwłaszcza, że musiałam jakoś wydostać się z tego labiryntu żelastwa i znaleźć kogoś, kto otworzyłby zamkniętą bramę, więc najrozsądniej było poczekać, aż Wik przestanie się truć i wróci.
Oparłam ciężką głowę o oparcie wersalki i przymknęłam powieki, które ciążyły mi już niemiłosiernie, walcząc ze sobą, żeby ich nie zamknąć całkowicie.
Jeśli spodobał Ci się fragment mojej książki, kliknij w link poniżej po całość.
A jeśli masz niedosyt po przeczytaniu powyższego tekstu, sprawdź jeszcze któryś z tych darmowych fragmentów poniżej.